Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/331

Ta strona została przepisana.

Do numeru pierwszego — rzekł Ski — nie zaprowadzę pana dobrodzieja, bo to okaz tak często spotykany na świecie, że się staje.. mniej ciekawy. Jest to jakiś filozof czy historyk;.nie wiem tego dobrze, który w życiu swojem więcej przeczytał książek, niż ma włosów na głowie, i dla tego wrósł w taką dumę, że mu się zdaje, iż nie ma na świecie większego człowieka od niego. Patrz pan, jak chodzi sztywno i po swojej celi, jakby kij połknął i spogląda z pogardą i lekceważeniem na wszystko. Z wielkiej uczoności nic prawie nie gada, tak jak żydowski rabin, a jeżeli się czasem odezwie, to tak, że go nikt zrozumieć nie może i z tego właśnie jest dumnym, bo powiada, że prawdziwą uczoność na tem się zasadza, aby nędzny tłum profanów nic z tego nie rozumiał. Podobno, wertując stare księgi W bibliotece wyszperał, że jakiś starosta, czy kasztelan, o którym uczeni dotąd utrzymywali, że się urodził dnia 19-go lutego w nocy i miał troje dzieci, urodził się właściwie 20-go i miał nie troje, ale czworo dzieci. To mu tak przewróciło w głowie, że mu się zdaje, panie dobrodzieju, iż od sprostowania tego błędu zaczyna się nowa era w nauce historyi, i utrzymuje, że wszyscy uczeni, co przed nim żyli, nie mieli właściwego pojęcia o pisaniu historyi, żadnego krytycznego poglądu. Niechnoby go się pan dobrodziej spytał o Naruszewicza, albo Lelewela, — to machnie tylko ręką z pogardą