do kopczyka droga prowadziła przez jarzynowy ogród, gdzie podobno była Zosia. Gotowa sobie pomyśleć, że szuka jej. No, ale można przecież przejść nie zatrzymując się. Z tem postanowieniem poszedł szybko w stronę jarzynowego ogrodu.
Ogród ten znajdował się za stodołami w miejscu zacisznem, otoczonem lipami, w bliskości których stało kilkanaście ulów wśród wysokiej niekoszonej trawy, pełnej różnobarwnego kwiecia, koło którego brzęczały pszczoły. Za trawnikiem wylegiwały się do słońca pulchne zagony, pokryte jarzynami różnego gatunku, wyglądające zdaleka jak olbrzymie gąsienice. Z samego brzegu rozrastały się powyginane fantastycznie liście ogórków ze złocistym kwiatem, dalej rozstrzępione, przejrzyste pietruszki, pomarszczone głów ki włoskiej kapusty, nad niemi kwiaty maku, niby różnobarwne motyle w towarzystwie poważnych słoneczników. Na dalszych zagonach w zbitych szeregach stały wyprostowane boby, których kwiateczki wyglądają, jak oczy zerkające z ubocza. Za bobami sterczały zielone ściany kukurudzy i grochu szparagowego. Tam właśnie stała Zosia wraz z kucharką, w połowie zakryta drobnemi listkami grochu, z wyciągniętą do góry rączką, którą obrywała wyżej rosnące strączki i wrzucała je do fartuszka, zawiniętego koło paska w kształcie torebki. Jakkolwiek zajęta była bardzo swoją robotą, to jej
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/43
Ta strona została przepisana.