Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/47

Ta strona została przepisana.

uspokoić, że pan Kajetan śmiał go posądzić o miłość dla niej, a raczej do niej. Wydało mu się więcej niż śmiesznem, bo oburzającem podobne przypuszczenie.





V.

W czasie, kiedy Kazimierz w jarzynowym ogrodzie zabawiał się z Zosią, Jadwiga z Bolesławem płynęli łódką po stawie. On wiosłował stojąc, a ona, usiadłszy na drugim końcu łodzi na ławeczce, przypatrywała mu się w milczeniu i podziwiała jego zręczność w kierowaniu,atletyczną budowę ramion i całej postaci, która jej przypominała mitologiczne figury Rafaela, znane jej ze sztychów. Obserwując go, myślała sobie, jaka to szkoda, że w tych potężnych kształtach, nie mieszka równie potężny duch, któryby je ożywiał i uszlachetniał.
Łódź mknęła szybko po zwierciadlanej powierzchni, wiosło łamało tafle wód w faliste kręgi, po których skakały złote blaski słońca. W powietrzu był spokój i przyjemne ciepło, w całej przyrodzie jakaś leniwa senność i rozmarzenie, które i jej się także udzielało i czyniło ją dziwnie pobłażliwą i łagodną. Czuła, że w tej, chwili trudnoby jej było gniewać się na