szybko, że nie miał nawet czasu podać Jej ręki do wyjścia i pobiegła przez ogród do domu, jakby ją kto gonił.
Odtąd już nie proponowała nigdy kuzynkowi, aby ją woził po stawie, unikała nawet zejścia się z nim sam na sam. Ale i z Kazimierzem nie schodziła się już tak często jak dawniej, w grabowej altanie. Natomiast z wielkim zapałem zabrała się do muzyki, którą była zaniedbała dla nauk.
Grywała teraz po kilka godzin dziennie i to sama dla siebie, przy zamkniętych drzwiach, odosobnienie, bowiem sprawiało jej przyjemność, i stało się potrzebą.
Fortepian jednak, oddawna nie strojony, był okropnym do grania. Kilka klawiszów już całkiem nie odpowiadało, struny, pospuszczane od wilgoci, brzęczały niemiłosiernie, więc Jadwiga jednego dnia podczas obiadu prosiła ojca, aby posłał po stroiciela. Ale pan Kajetan mimo słabości dla córki, wymówił się, że teraz żniwa, konie zajęte, że stroiciela niewiadomo gdzie szukać, bo w lecie jeździ od domu do domu radził poczekać do jesieni.
Rada nie rada, musiała się zgodzić na to.
Aż tu naraz jednego dnia stroiciel zjawia się we dworze, jak na zawołanie. Myślano, że to przypadek, bo i stroiciel tak utrzymywał i byłoby się z pewnością nie wydało, kto właściwie go sprowadził, gdyby nie to, że w tym czasie
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/53
Ta strona została przepisana.