kasztanek mocno rozchorował się i do tego okulał. Jak pan Kajetan zaczął besztać stajennego za niedbałość, jak zaczął z niego ciągnąć śledztwo, wypytywać się o powód tak nagłej choroby ulubionego bieguna, tak pokazało się, że to pan Bolesław zmordował kasztanka, przegalopowawszy się na nim jednej nocy do miasteczka i z powrotem, Co znaczyło blizko dziesięć mil. Dostał za to, rozumie się, porządne pater noster od pana Kajetana, nie tylko za kasztanka, ale i za to, że tak swojego zdrowia nie szanuje.
— Toż to i koń mógł paść i ten szaleniec mógł dostać zapalenia płuc z takiej waryackiej jazdy — mówił przed kobietami.
Pani Kajetanowa broniła i usprawiedliwiała zapaleńca przed mężem, Jadwiga nic się nie odezwała, ale była dziwnie wzruszoną tym dowodem przywiązania kuzynka, który na jedno jej słowo poleciał na złamanie karku, narażając życie swoje dla dogodzenia jej fantazyi. Było coś rycerskiego, coś niezwykłego w tym czynie i J ad wiga w d uszy m usiała przyznać, że pan Kazimierz nie zdobyłby się nigdy na coś podobnego. Porównanie tych dwóch młodzieńców wyszło tym razem na korzyść kuzynka.
— Jaki on dobry, jaki poczciwy, jak oddany mi całkiem, a do tego jaki odważny i nieśmiały zarazem — mówiła sobie i dużo, dużo podobnych przymiotów odkrywała w kuzynku.
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/54
Ta strona została przepisana.