chłopak z kredensu i pokojówka zjawili się do ucałowania ręki dziedzica i życzyli mu »fortuny i koruny». Wszystko, co żyło we dworze i miało wstęp do pokojów, garnęło się do solenizanta.Tylko Bolek i Zosia dotąd się nie pokazali.
Kazimierz już oddawna odczuwał w przykry sposób nieobecność swojej najdroższej, ale nie śmiał zapytać o przyczynę; tylko za każdem skrzypnięciem drzwi doznawał silniejszego bicia serca w przekonaniu, że to ona wchodzi, i za każdym razem doznawał niemiłego rozczarowania.
Jadwiga także prawdopodobnie musiała się kogoś spodziewać i oczekiwać, bo i ją każde otwarcie drzwi elektryzowało i wywoływało rumieniec na twarz, ale także nie objawiała głośno zdziwienia z powodu nieobecności niektórych osób. Niepokoiło ją to jednak nie mało, dla czego nietylko Bolek, ale i Zosia się nie zjawia, ta równoczesna nieobecność obojga budziła podejrzenie jakieś wspólnej zmowy, która wywołała w niej pewne niezadowolenie. Im więcej jednak ją to obchodziło, tem więcej miała powodu do milczenia, żeby się nie zdradzić.
Dopiero pani Kajetanowa pierwsza odezwała się głośno:
— Ale co to jest, że ani Zosi ani Bolka dotąd nie ma?
— Prawda — rzekł pan Kajetan, oglądając się — pewnie sobie śpiochy zaspały.
— Nie. Zosia do dnia jeszcze wstała, i sama
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/67
Ta strona została przepisana.