Usunęła się w najdalszy kąt ogrodu, aż nad staw, aby nie słyszeć tej wrzawy wesołej, która ją raziła i gniewała.
Niedługo jednak była tam samą, gdyż Bolesław skoro tylko spostrzegł jej nieobecność na podwórzu, wnet po ukończeniu mazura pośpieszył odszukać ją i dotąd szukał, aż znalazł.
Gdy go spostrzegła idącego wprost ku niej, udała, że go nie widzi, i umyślnie zboczyła na inną ścieżkę, aby uniknąć spotkania. Ale zabiegł jej drogę przez trawnik i stanął przed nią rozbawiony, uśmiechnięty, czerwony z umęczenia, i poprawiając z fantazyą na głowie czerwoną czapkę z pawiem piórkiem, zapytał rezolutnie:
— Cóż to, kuzynko, uciekasz przedemną?
— Uciekam? — spytała, mierząc go wyniosłem spojrzeniem. — Nie mam zwyczaju ani powodu uciekać przed nikim. Idę tylko tam, gdzie mi się podoba.
— O!. co tobie jest kuzynko? Dla czegoś taka kwaśna? Dla czego usuwasz się od zabawy?
— Bo ta wasza zabawa nie wydaje mi się wcale zabawną.
— Co ty mówisz? Wszyscy bawią się tak doskonale, jak dawno nie pamiętają.
— Co jednych bawi i zachwyca, to dla drugich może być nudne a nawet nieznośne.
— E! chyba żartujesz kuzynko.
Ton swobodny, wesoły, z jakim do niej
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/73
Ta strona została przepisana.