w piasku i gryząc wargi. Nareszcie zerwał się j poleciał jak szalony ku domowi.
Jadwiga miała ochotę zawołać go i przeprosić, bo ochłonąwszy nieco z irytacyi, uczuła żal, że się z nim tak nielitościwie obeszła, ale nim zdecydowała się na to, on już był daleko.Możeby poszła za nim, gdy wtem muzyka zagrała i jej zazdrość podszepnęła odrazu, że to pewnie do swojej tancerki tak mu pilno było.Ta uwaga powstrzymała ją i wróciła ku stawowi, gdzie usiadłszy na ławeczce pod brzozą płaczącą, siedziała aż do zmierzchu, zapatrzona w stalowe zwierciadło wody, nad którem nietoperze przelatywały w zygzakowatych, niespokojnych liniach. Już gwiazd kilka wypłynęło z opalowej toni nieba, kiedy wstała i poszła ku domowi.
Idąc aleją lipową, gdzie już było zupełnie ciemno, usłyszała w pewnej odległości przed sobą rozmowę kilku panów, mocno ożywioną, której mimowoli wysłuchać musiała.
—To była gruba obraza — mówił jeden.
—Niekoniecznie — oponował drugi.
—Jakto nie? Namawia nas wszystkich do tego kuligu, sprowadza tutaj, a teraz sam przebrał się i usuwa się od zabawy, zostawiając nas, jak durniów jakich.
— Mógł mieć powody, że się przebrał. Nie Jest to znowu tak wielką zbrodnią, żeby aż zamącać z tego powodu zabawę i robić przykrość
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/75
Ta strona została przepisana.