był w zwykłem odzieniu. W tej chwili przyszła jej na myśl rozmowa, usłyszana co dopiero w alei.
— Co znaczy to przebranie? — zapytała drżącym głosem.
— A no, nie podobało się tamto ubranie kuzynce, więc je zrzuciłem.
— Ależ ja żartowałam. Owszem, podobałeś mi się bardzo. Było ci w niem nadzwyczaj do twarzy. Proszę cię, idź i weź je napowrót.
—Teraz to już niemożebne, kuzynko.
—Dlaczego?
—Mam powody.
—Jakie?
—No, nie mogę powiedzieć; ale teraz już nie wypada tego zrobić.
— Ja chcę wiedzieć, dla czego — rzekła, zatrzymując go za rękę i patrząc mu badawczo w oczy.
— O! jakaś ty, kuzyneczko, ciekawa. No, nie mogę.
— Z powodu tego pojedynku, którym ci zagrożono. Czy tak?
—A tobie kto już o tem wypaplał?
—Więc to prawda? Chcesz się bić?
—No, skoro mnie wyzwano, to muszę.
—Ale ja nie pozwolę na to. Nie chcę, żebyś miał narażać życie z mego powodu; to ja, ja jestem temu winną, dla mnie zrobiłeś to.
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/77
Ta strona została przepisana.