—E! zdaje ci się. Tyś tu nic nie winna; to ja sam,...
— O! nie, nie, nie oszukasz mnie. Wiem dobrze, że to dla mnie zrobiłeś. Ja nierozsądna wygadałam się niepotrzebnie tam nad stawem, ty to wziąłeś na seryo....
— A choćby i tak było? To czyż nie warto dla takiej jak ty, dać sobie przestrzelić rękaw, albo odrąbać kawałek nosa.
— Ty sobie żartujesz, a ja mówię seryo, całkiem seryo, bo mi idzie o ciebie.
— A cóż tobie może zależeć na tem?
— Nie wierzysz; przekonaj się.
Wzięła jego rękę i położyła na sercu, które biło gwałtownie.
— Powiedz sam, czy mogłabym być w tak śmiertelnej trwodze o kogoś, coby mnie nic nie obchodził.
— Jadwiniu, czy to być może? —. zawołał w uniesieniu i uklęknął przed nią jak przed ołtarzem. — Miałożby to być prawdą, żebyś ty mnie, takiego prostaka, gbura, pokochać mogła?
— Więcej niż przypuszczałam nawet; czuję to najlepiej w tej chwili, gdy się boję utracić ciebie.
— Boże! Boże! ja nie wiem co robić z radości, co mówić. Jadwiniu, ja chyba zwaryuję — mówił, całując jej ręce, suknię, nawet deski, na których stała.
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/78
Ta strona została przepisana.