—Przeprosimy ją oboje — rzekła Jadwiga i wziąwszy Bolesława za rękę, chciała odejść.Ojciec przytrzymał ją za rękę i zapytał z udanem zakłopotaniem:
— No, a coż będzie z panem Kazimierzem?
— Wytłumaczysz mu, ojcze, przekonasz, że nie byliśmy dla siebie stworzeni.
— Jakto, przecież sama utrzymywałaś że ..
— Byłam w błędzie, ojcze drogi, dziś dopiero czuję, że to prawdziwa miłość. To też powiedz mu....
— Nie, nie, ja się nie chcę w to mieszać.Mnieby z pewnością nie uwierzył.
— A ja nie będę miała odwagi powiedzieć mu tego.
— To trzeba będzie poprosić o to kogoś trzeciego.
— Matki?
— Nie; znam ja tu inną osóbkę, która mu to wytłumaczy i wyperswaduje lepiej, niż my wszyscy.
—Któż to taki?
— Zosia. Jak kot w niej zakochany.
— W Zosi? — spytali równocześnie Bolek Jadwiga z mocnem zdziwieniem.
—Tak.
— Zkądże tak nagle?
— Kochali się nie od dzisiaj. Wyście tego nie widzieli, boście zanadto byli zajęci sobą. Ale ja oddawna uważałem, co się święci.
Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/81
Ta strona została przepisana.