Strona:Michał Bałucki - Nowelle.djvu/99

Ta strona została przepisana.

wzrostu, dobrze już szpakowaty, miał angielski długi surdut, angielskie faworyty i angielską sztywność, Dama zaś ubrana była nieco w staroświeckim guście, lubo nie bez elegancyi i pewnej pretensyi, w jakieś atłasy, krepy, koronki, a na tem czarnem tle nadzwyczaj poważnie i dystyngowanie odbijała się jej twarz matowo blada, jakby ułożona z batystowej chusteczki, nieco pożółkłej i pomiętej, po bokach której umieszczono symetrycznie dwa siwe — loczki. Oczy duże, ciemne, w torebkowatej oprawie, miały jeszcze dużo żywości i blasku. W rękach, które były długie a wązkie i okryte po łokcie blisko czarnemi rękawiczkami z matowej skórki, trzymała aksamitną torebkę z wyhaftowanym herbem, z której sterczało parę — książek do nabożeństwa.
Zauważyłem, że byli bardzo niezadowoleni z mego sąsiedztwa, bo posyłali, ciągle, co chwila, w stronę gdzie siedziałem, spojrzenia takie, jakby mnie niemi za drzwi wyrzucić chcieli, a gdy konduktor przyszedł markować bilety, mężczyzna w angielskim surducie zainterpelował go, czyby nie miał dla nich osobnego coupe?
— Nie ma panie, wszystko zajęte — odrzekł krótko konduktor i zatrzasnął drzwiczki.
Radzi nie radzi, musieli zgodzić się na moje sąsiedztwo, ale ich to widocznie krępowało, bo się kręcili niespokojnie i rozmowa ich była urywana, nic nie znacząca. Dopiero kiedy przy-