Ta strona została uwierzytelniona.
sobie ślady lepszéj przeszłośc — oboje wytarły się życiem. Stanął przed gankiem i prosił o wsparcie.
Kazimierz wyszedł ku niemu — obadwaj przypatrywali się sobie długo, uważnie, z zadziwieniem — w końcu gospodarz wyrzekł nieśmiało, z wachaniem:
— Julian.
— Ja — odrzekł przybyły patrząc mu w oczy bezczelnie, bez zarumienienia i wstydu.
Był to Julek, ów, który na kucyku jeździł niegdyś bawiąc się z Kaziem.
— Co się z tobą stało? —
— Straciłem majątek — jestem dziadem, póki nie będę panem.
Kazimierzowi ścisnęło się serce — wziął go za rękę i rzekł:
— Chodź ze mną.
Ugościł go, oporządził, trzymał przez kilka dni u siebie, potém powiedział:
— Zostań u mnie, bądź mi przyjacielem.