Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

parę, widocznie czuć się dawał brak jego — młoda pani nudziła się trochę. Wrócił trochę zamyślony — powodem tego zasępienia było, że się zgrał gdzieś w karty — ona tłomaczyła to sobie zakochaniem i poczęła go tém prześladować nie bez kokieteryi. Szczęśliwy mąż pomagał jéj w tém, to żartując z Juljana — to na serjo namawiając go, by się żenił.
— Małżeństwo to pełność szczęścia — rzekł, całując w rękę swoją żonę.
W chwili, kiedy schylał głowę, Juijan wpatrywał się w jego żonę jakimś dziwnym, badawczym wzrokiem — przypadkowo i ona spojrzała na niego i zapłonęła cała. Ciekawe było porozumienie tych oczów. Gdy mąż podniósł głowę, już nie patrzała na Juljana, mężowi dała uśmiech i spojrzenie na podziękowanie.
To zapłonienie było jéj pierwszém wyznaniem. Melancholiczny i czuły Kazimierz wydawał jéj się nudnym obok Juljana. Dowiedzione jest, że kobiety lubią awanturników.
Odtąd jéj wzrok i Juljana częściéj się ze sobą spotykały — usta ich nie powiedziały sobie jeszcze nic, oczy zdradzały już tajemnicę.
Młodą panią często teraz widywano chodzącą koło kwiatów i pielęgnującą je starannie — szczególniéj te kwiaty, co rosły pod oknem Juljana.
On znowu z książką siadywał najczęściéj w altanie, stojącéj naprzeciw jéj mieszkania.
Czasami spotykali się w ogrodzie — rozmawiali ze sobą nie wiele, ale słowa ich były treściwe i zagadkowe — wiała od nich namiętność i gorąco. Kilka takich słów wystarczało na długie marzenia i domysły. I tak raz spotkali się koło stawu.
— Panu tu u nas pewnie nudno być musi? — zagadnęła młoda pani.