Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.




IV.

I znowu było ponuro we dworze — cmentarna cisza rozsiadła się po komnatach i zmieniła mieszkanie w pustkowie. Małżonkowie żyjąc pod jednym dachem przez kilka miesięcy nie widzieli się z sobą — pokoje, które ich przedzielały, tylko służba odwiedzała, robiąc w nich porządek, szepcząc sobie różne rzeczy o dziwném pożyciu państwa. Kazimierz trawił się i gryzł, cierpienia okropne szarpały serce samotnika, wyglądał jak widmo, wynędzniały i ponury. Nieszczęście zgniótłszy go, zostawiło na nim ślady, jak na zmiętym papierze, który ręka konwulsyjnym ruchem z bolu zaciska, a serce zcierpnęło, skurczyło się jak robak skaleczony. A jednak, gdyby była przyszła i rzuciła mu się do nóg, czuł, że nie mógłby jéj odepchnąć, że przebaczyłby jéj wszystko. Ale mijały miesiące — nie przyszła.
Dowiedział się jednego dnia, że była chora, poczynały się cierpienia porodowe — posłano po doktora. Kazimierz nie spał całą tę noc, czuwał w swoim pokoju. Ile razy doszedł jego uszów jęk głośniejszy, ru-