majątkiem. Syn odebrał zapis, przejrzał go starannie, czy gdzie nie ma jakiéj nieformalności, jakiego dwuznacznika, o któryby potém zahaczyć można procesem, kazał go stwierdzić urzędownie i wyjechał szukać panny posażnéj i familjantki.
Tymczasem zaczęto fabrykę koło dworu, urządzano mieszkania, odświerzano, przebudowywano. Rządca wszedł raz do mieszkania Kazimierza i prosił, ażeby się usunął do oficyn, gdyż ten pokój ma przerobić na kancelarją dla młodszego pana. Kazimierz pobladł z oburzenia, ton mowy rządcy był impertynencki, zuchwały.
— Kto acana upoważnił do takich zmian? spytał.
Rządca pokazał mu list syna, gdzie między różnemi poleceniami stało:
„Dwór cały wyporządzić i zachować dla mnie! Ojca trzeba będzie przetransportować do jakiéj izdebki w oficynie“.
Oddał list rządcy, nie patrząc na niego ze wstydu i upokorzenia, spakował rzeczy i przeniósł się do oficyny — do jednego z gościnnych pokojów, który był nieco wilgotny.
Nie wychodził prawie z niego, bo go wstyd było wałęsać się koło dworu, nieuszanowany przez ludzi, którym niedawno rozkazywał. Oczekiwał niecierpliwie powrotu syna, chciał mu się poskarżyć, pewny był, że rządca źle zrozumiał rozkaz, że przeniesienie miało trwać tylko na czas reperacyi, chciał nawet poprosić syna, aby rządcę za zuchwałość względem niego oddalił. Marzył o świetnym związku dla syna, cieszył się na tę chwilę, kiedy synowę poprowadzi do ołtarza, kiedy dla młodéj pary wzniesie toast. Bawił się marzeniami, bo rzeczywistość była wcale nie zabawna.
Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.