Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

przybyłych zaniosła pani. Za chwilę sama pani rozpoczęła przez zamknięte drzwi indagacją: Kto? zkąd? po co? Dozorca odpowiadał śmiało i bez wachania. Staruszek poznał głos swojéj żony; po tylu latach ten znajomy dźwięk głosu rozrzewnił go, nogi się pod nim zgięły, zachwiał się i wsparł o drzwi. Podobnego wrażenia doznaje człowiek, kiedy po długiéj niebytności wraca do rodzinnych stron i słyszy głos dzwonu na wieży. Z radością przysłuchuje się tym znanym dźwiękom i nie pamięta w téj chwili, że one rodzicom jego pogrzebny marsz dzwoniły. Staruszek na chwilę zapomniał o tém, co się koło niego działo, zmartwychwstałych kilka chwil szczęścia uśmiechały się ku niemu z ciemnych mroków przeszłości i zaczarowały jego myśli. Ale wnet nadpłynęły inne obrazy, które zasłoniły szczęście i wyszczerzały jadowite zęby; staruszek wstrząsnął się cały, krew uderzyła mu do głowy i zawrzał chęcią zemsty nad niewierną.
W końcu odezwał się za drzwiami głos samego komisarza.
— Od kogo dozorca?
— Od pana komisarza Drozdowicza.
— Po co?
— Przyprowadziłem aresztanta, który ma zrobić zeznanie.
— Przeprowadź go na frontowe schody — zaraz wam otworzą.
Dozorca przeprowadził znowu staruszka na frontowe schody, rzucając pilne spojrzenia na położenie miejsca.
— Tyś drżący — rzekł cicho do starca, gdy wchodzili z podworca do sieni. Jeżeli ci brakło odwagi, możemy wyjść na ulicę: jeszcze jest czas ocalenia się.