Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

cić starca za rękę, którą ten podniósł do powtórnego ciosu i pociągnął go za sobą.
Obaj runęli na ziemię z łoskotem, pasując się rozpacznie i tarzając. Nie był to już ten zawiędły staruszek, któregośmy widzieli wprzódy, ale rozdrażniona pantera, czerpiąca niezwyczajne siły w wściekłości swojéj. Oczy nabiegły mu krwią, usta dyszały gorącym oddechem, żyły nabrzmiały jak sine powrozy koło naprężonych muszkułów. Zdawało się, że resztę sił swego życia schował starzec na tę jednę chwilę. Kolanem przygniótł piersi leżącego pod nim wroga i usiłował uwolnić swoją rękę z jego ręki.
Wśród takiego szamotania wypadł mu z ręki sztylet, jedyna jego broń i wpadł między wazoniki stojące pod oknem. Równocześnie na krzyk komisarza wpadła jego żona, a ujrzawszy straszną scenę, rzuciła się ku walczącym i uczepiła się drugiéj ręki napastnika. Próżno rzucał nią o ziemię, odpychał całą siłą — wisiała wciąż jak przyczepiony wąż Laokoona, krępując go i osłabiając. Spętany w ten sposób starzec stracił już odwagę, osłabły opuścił ręce i słabym głosem zawołał:
— Przez Bóg żywy ratunku...
W téj chwili od strony przedpokoju odezwało się silne uderzenie o drzwi, nie za długo powtórzyło się z większą jeszcze gwałtownością i mocą, drzwi pękły i nieznajomy wpadł do izby. Jednym rzutem oka pojął niebezpieczeństwo starca, dobył natychmiast pałasza i ciął w rękę komisarza. Odwinął się i powtórzył cięcie na ręce jego żony. To drugie cięcie było tak silne, że biała ręka komisarzowéj odpadła zbroczona na podłogę. Wtedy starzec oswobodzony z krępujących go rąk, skoczył pod okno, chwycił z gorączkowym pośpiechem