Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

śpiechem to pytanie i przerażone, niespokojne oczy zatrzymał na ustach chłopa.
— A jakże, żyje.
Nie chciał pytać już o nic więcéj i prędko poszedł ku dworowi. Gdy się zbliżył do sztachet otaczających ogród, wpośród którego bieliły się mury ozdobnego pałacyku, osłupiał ze zdumienia, przetarł oczy, jak człowiek usiłujący się ze snu wybić, obejrzał się w koło i szepnął:
— Co to jest? — To nie tu.
Ale zobaczył przy drodze murowaną kapliczkę, przed którą lud zwykle majowe odprawiał nabożeństwo, poznał ją po kamiennych schódkach wygniecionych kolanami, po téj zardzewiałéj kracie we drzwiach, ubranéj w uschłe ziele, i rzekł znowu do siebie:
— Jak się tu wiele zmieniło — a ludzie czy także?
Wsunął się przez żelazną bramę do ogrodu, przemknął się cicho między białemi szpalerami i zbliżył się pod jedno duże weneckie okno, z którego jasna kolumna światła padała na ogród. Serce poczęło mu bić gwałtownie; podniósł się na palcach i zajrzał w głąb pokoju. Przed dużém zwierciadłem siedziała młoda kobieta, twarzy jéj nie widział, ale widział odsłonięte ramiona, mające kształty greckiego posągu i białość marmuru oblanego różowém światłem; po ramionach miękkie, czarne połyskliwe włosy, które pokojówka stroiła w téj chwili w girlandę z białych hyacentów. Suknię miała na sobie różową, płonącą. Kiedy służąca odsunęła się nieco na bok, sołdat ujrzał w głębi lustra twarz téj kobiety. Dreszcz i gorąco przeszły po nim, osłupiał z podziwu a zarazem uczuł jakąś tajemną trwogę na widok téj twarzy, która przy swéj piękności niezwyczajnéj miała coś demonicznego; czarne podłużne oczy były jak noc pełne nieodgadnionych tajemnic.