Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.




II.
LUDZIE Z LASU.

Tego samego wieczora w mieście powiatowém, leżącém o półtory mili od miejsca w pierwszym rozdziale opisanego, obchodzono także imieniny w domu burmistrza. Solenizant był typem zmoskwiczonego Polaka — olbrzymia masa cielska ujęta w mundur, twarz ospowata ogolona, na któréj obok przybranéj powagi, wypisana była bezczelna podłość. Burmistrz o dwie tylko rzeczy ubiegał się w życiu: o łaski carskie i o dobre wino. Pierwszych ślad nosił na swoich piersiach, drugiego na fioletowym nabrzękłym nosie. Rozumie się, że w domu takiego człowieka tylko moralne karykatury miasta znajdować się mogły. Ciekawą była ta kollekcyja małomiejskich elegantek w kwiecistych sukniach, objuczonych kosztownościami dobytemi świeżo z pudełek, tych piszczyków i niższych urzędników zginających się służbiście wobec dam i burmistrza. Jedna tylko osoba uderzy nas wśród tych gości. Jest nią młoda kobieta w żałobie. Twarz jéj blada, profilem przypominała egipskie płaskorzeźby — w wązkich cierpko zaciśniętych