Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.




II.
Śledztwo za winnym.

Na drugi dzień przed bramą pałacową stał żołnierz i lokaj Antoni. Żołnierz miał znowu jak wczoraj tobołek na plecach i kij w ręku, był gotowy do drogi. Służący usiłował go zatrzymać.
— Choć przez te dwa święta zostań pan z nami.
— Nie mogę, nie chcę, tu mi gorzéj niż gdzieindziéj; — tu gdzie się ruszę, wszystko przypomina mi moje nieszczęście, każde stąpnienie tutaj boli mnie i kłuje jak kolący oset.
— I gdzież pan pójdziesz?
— Pójdę w świat żebraniną od dworu do dworu, od miasteczka do miasteczka — ku Warszawie — wszędzie, może ich odszukam. Moja włóczęga będzie mi się wydawać podróżą do nich — będę więc szedł ciągle, ciągle, aż dojdę do nich lub do śmierci.
— Przyjmijcie panie choć ten skromny datek na na drogę — rzekł służący, nieśmiało podając mu węzełek.