Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyjmę, przyjmę, wszak ja żebrak teraz, mnie gardzić nie wolno jałmużną, zwłaszcza z takiém sercem podaną. Może Bóg pozwoli, że się zejdziemy jeszcze w życiu, że ci spłacę tę jałmużnę kieszenią i sercem. Jeżeli znajdę moich, przyjdziemy tutaj pomodlić się pod tą kapliczką jak dawniéj i podziękować tobie. Ale słuchaj mnie Antoni, czy ta jałmużna nie robi tobie uszczerbku?
Służący ruszył ramionami.
— Panie, tę odrobinę zebrałem dla mojéj rodziny. Rodzina teraz w grobie — ja sam.
— Więc Bóg zapłać za to. Idę już — dzwony na kościelnéj wieży zwołują lud na sumę, pójdę, pomodlę się jeszcze — a potém w drogę.
Uścisnął sługę i stukając szczudłem o kamienie, pociągnął ku kościołowi. Antoni patrzał za nim długo — długo; wreszcie łzy zasłoniły mu przed oczami odchodzącego żołnierza, otarł je rękawem i smutny powolnym krokiem wracał do pałacu.
— Pani was wołała — rzekł wybiegając ku niemu chłopiec z kredensu.
Antoni przyspieszył kroku i wszedł do sali, po któréj żywym krokiem chodziła Irreoltema w czarnéj aksamitnéj sukni, od któréj cudnie odbijały alabastry jéj ramion i szyi. Włosy w lekkie skręty zafryzowane z przodu nieco na czoło nasunięte, przewiązane były sznurkiem korali, przy białych uszach kołysały się również koralowe kolczyki, podobne kształtem do spadających kropli krwi. — Służący wszedłszy do pokoju, stanął przy drzwiach i czekał. — Irreoltema zdawała się nie uważać jego przyjścia — chodziła ciągle po sali zamyślona — zwierciadło zwierciadłu podawało jéj wyniosłą, giętką postać; czoło miała lekko sfałdowane między czarnemi brwiami, wzrok w téj chwili posępny.