Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

ność kochanków. Wstydził się téj roli, jaką wziął na siebie, nie chciał, aby ktokolwiek domyślił się tego, nawet woźnica. Kazał mu więc zajechać przed dom leśniczego, tam napisał list i wysłał go z nim na stacją kolei, rozkazując mu czekać na jakiegoś pana, który miał nadjechać pociągiem z Warszawy.
Ja rozmyśliłem się, nie pojadę i wrócę końmi leśniczego. Ty czekaj z listem dwa lub trzy dni: jeżeli ten pan nie nadjedzie — wracaj. Przed leśniczym zaś zamaskował swój pobyt w jego domu tém, że doktorzy zalecili mu ruch, chce więc zapolować w tych stronach i zabawi tu dni parę. Obrał sobie na mieszkanie małą izdebkę od strony lasu i udając zmęczenie, pożegnał wcześnie gospodarza. Nie spał jednak. Przez okno wysunął się cichaczem na pole i w godzinę potem był już pod oknami pałacu. Plan jego zdawał mu się doskonały. Widzieliśmy, jak instynkt i przebiegłość kobiety umiały go przeczuć i udaremnić. Marznąc pod oknami nie usłyszał nic, prócz obojętnéj rozmowy, po któréj rozmawiający rozeszli się. To go uspokoiło, chciał już nawet wejść do żony, rzucić jéj się do nóg i przeprosić za podejrzenia. Ale podejrzliwość radziła mu czekać jeszcze. Wrócił więc na leśniczówkę tą samą drogą, którą się był wymknął i położył się w łóżko. Resztę nocy przebył okropnie; silna gorączka wskutek przeziębienia męczyła go widzeniami pełnemi dziwolągów, krwawych scen i fantastycznych karykatur. Podejrzenia jego upostaciowała chorobliwa fantazja w jakieś gady niedźwiadki, polipy, które żonę jego i brata i jego samego obejmowały w duszące uściski, cięły w kawały nożycami, pełzały po nich — i utworzyła się z tego jakaś straszna mięszanina kawałków ciał tarzających się w prochu, wśród obrzydliwych stworzeń, szukających się nawzajem — a jego głowa okręcona