Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

Wysunęły się piersi łabędzie,
I szeptały; I ten kochać będzie.
Więc Rusałka wyszła do młodziana,
Cała w blaski i w kwiaty ubrana.
Księżyc zajrzał w dom lutnisty zcicha.
Podejrzeniem w okno zaszeleści —
— Gdzie brat? Może Rosałeczkę pieści...

On się zerwał — pobiegł. Nad jeziorem
Słyszał śmiechy, szepty pod jaworem.
Zżółkł, zkamieniał — z rozpaczy oniemiał —
Ale w oczach łez dla bólu nie miał.
Potem poszedł w las, gdzie było gęściéj —
Siadł przy drodze i czekał na brata.
Ostry sztylet ściskał mocno w pięści —
Czekał, słuchał — chwile szły jak lata.
I zdeptany przyszedł k'niemu kwiat —
Szepnął w ucho: wszakże to twój brat,
I drugiego już nie będziesz miał,
Choćbyś płacił krwią, choćbyś łzy lał.

Słuchał — łzami zalał się rzewnemi —
Księżyc z za chmur wysunął się prawie;
Sztylet błysnął — coś jęknęło w trawie,
Coś czerwoną krwią polało ziemię.

A lutnisty brat z Rusałką młodą
Śmiejący się siedzieli nad wodą,
I zdeptany kwiat i księżyc biały,
I drzew liście z lutnisty się śmiały.


Edward skończył czytać — oparł czoło rozpalone na ręce i utopił oczy w płomieniu świecy.