Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

nie szczęśliwym; los i ta nasłał udręczyciela. A kiedy tego braknie teraz, to moje własne serce będzie mi nasyłać nowych, będzie mi szeptać, że ty się tu nudzisz ze mną, że ciebie takie pustelnicze życie nie zadawalnia, żem cię zrobił nieszczęśliwą. — Ha, jaki ja dziwny — sam siebie nie cierpię za to.
— Nie mówmy już o tém. Ale tyś słaby. Czoło twoje zimne, a ręce rozpalone i wilgotne.
— To z nieprzespanych nocy i zaziębienia. Czuję się zmęczonym. Pójdę do siebie spocząć nieco.
Tu pocałował ją w rękę. Irreoltema z troskliwością i czułością wzięła go pod rękę i zaprowadziła na spoczynek. Niezadługo wróciła do sali pospiesznym krokiem, na twarzy znać było znudzenie i przesyt. Rzuciła się na kanapę i odetchnęła.
— Och, to męka takie życie. Kiedyż się uwolnię od tego człowieka?
Skrzywiła się cierpko jak po wypiciu gorzkiego lekarstwa i z tym wyrazem na twarzy zamyśliła się o czémś głęboko.
— Więc on się ukrywał w domu — szeptała do siebie po chwili — więc téj nocy to on był?
Wzdrygnęła się.
— Jeżeli on widział, jeżeli się domyślił. Jeżeli będzie chciał robić próby na mnie? — Boże!
Wstała żywo, potém sięgnęła ręką do kieszeni, wyjęła z niéj flaszeczkę i potrząsając nią, rzekła:
— To mnie ocali, a jego podejrzenia uspokoi.
Skrzypnięcie drzwi przestraszyło ją, odwróciła się ku nim z pospiechem.
— Pan prosi pani do siebie — odezwał się Antoni unikając spotkać się z jéj wzrokiem. Zadrżała lekko i szła. Za odchodzącą spojrzał służący szyderczo i rzekł:
— Złapałaś się we własne sidła — poszedł za nią