Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

w ostre rysy, usta cierpko się zacinały, zapadłe oczy miały ponury blask lamp pogrzebowych, a na policzkach czerwienił się chorobliwy, gorączkowy rumieniec. W cierpieniu jego była gwałtowność, niepokój. Nie dosiedział długo na miejscu, spojrzał na zegarek, wstał i chodził po pokoju. Dla skrócenia czasu rozglądał się po obrazach, z których kilka było roboty doktora. I patrzenie go zniecierpliwiło — odwrócił się i chodził znowu. Koło okna zatrzymał się czas jakiś; wśród gęstych bluszczów, które się zieleniły po lewéj stronie, wisiał jakiś blady sztych w dużych złotych ramach, sztych był dość lichy i zdawał się być nie wart tych ram bogatych i tego romantycznego ustronia wśród bluszczów, chyba, że był jakąś cenną pamiątką lub w oryginalny sposób robiony. Pułkownik chcąc się o tém przekonać, przysunął się bliżéj i dotknął się obrazu. W dotknięciu przekonał się, że nie był nawet oszklony i nie dość dobrze przystawał do ram, chciał go więc poprawić, gdy wtém sztych przechylił się i spadł na ziemię — odsłaniając olejny obraz cudownéj roboty i delikatności. Pułkownik spojrzał — i cofnął się w tył ze zdumienia i zachwytu. Obraz przedstawiał portret młodéj dziewczynki z kwiatkiem w ręku, do którego zbiega motyl o błyszczących tęczowych barwach. Dziewczynka ślicznéj urody, miała twarzyczkę alabastrowéj białości, bez rumieńca, gdzie niegdzie lekko błękitną żyłkę przeciągniętą; na odkryte ramionka spadały w artystycznym nieładzie rozrzucone czarne włosy, ustka otwarte lekko, a czarne, bezdenne oczy przyćmione długiemi rzęsami, goniły motylka, którego kwiatkiem nęciła ku sobie, a podniesioną rączką usiłowała złapać.
Pułkownik spojrzawszy na obraz zawołał: Irreoltema. Tak złudne podobieństwo było dziewczynki na obrazie z kobietą, któréj rysy nosił w sercu. Ale zkąd