Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

Wychowałem się w innych pojęciach, daleko od kraju; ludzie, których wy nazywacie wrogami, najezdnikami, byli moimi kolegami i przyjaciołmi, stan żołnierski moją ojczyzną. Zdradzić tych, wśród których żyłem, złamać przysięgę żołnierza, wydawało mi się zbrodnią.
— Dziś widocznie zmieniłeś zdanie.
— Nie mówmy o tém. Przyszedłem ofiarować wam moje usługi, chcę należeć do organizacyi.
— Ojczyzna zyskuje w tobie syna — zawołał z radością doktor.
— Mylisz się. Nie zmieniłem na włos moich przekonań; co czynię, czynię ze wstrętem, honor mój odwraca ze wstydem oczy od słów moich i rumieni się za mój postępek.
— Dalibóg, nie rozumiem cię pułkowniku.
— I ja siebie mało rozumiem. Czuję czczość, nudę, pustkę tutaj — w sobie, chcę burzy, walki — rzucam się więc wbrew moim przekonaniom, wbrew wszystkiemu — chcę się szamotać — i zginąć. Samobójstwem się brzydzę — szukam więc śmierci u was.
— Mowa twoja bezbożna pułkowniku.
Pułkownik wstał i rozśmiał się dziko, jałowo:
— Bezbożna? Ha, doskonały jesteś doktorze. Chcesz nabożnisiem zrobić tego, który zatracił nawet pamięć, gdzie w jego duszy stał posąg wiary. Jest w waszym kościele jakaś uroczystość — nie pamiętam kiedy, podczas któréj zasłaniają kirem krzyże, wywracają świeczniki na ołtarzu, — to obraz mojéj duszy; zedrzyj kir, a zobaczysz w nim miasto krzyża ciemną pustkę, któréj nawet hamletowskie zapytanie nie zapełnia, nie rozjaśnia. — Nic — tabula rasa. Pisałem na niéj od czasu do czasu różne nazwiska — i ręką doświadczenia, rozczarowania zcierałem je po kolei, dziś kreski