Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zrobiłem go póżniéj.
— A więc z pamięci?
— Tak, z pamięci.
— Musiała ci być drogą pamięć téj dziewczynki?
— Z nią wiązały się wspomnienia mojéj młodości. Mieszkaliśmy w jednym domu, bawialiśmy się razem. Najulubieńszą jéj zabawą było wychodzić na dach i po szczycie jego chodzić z rozpiętemi jak skrzydełka rączkami. Gdym ją tak widział kołyszącą się na szczycie dachu lubo nie zbyt spadzistego, truchlałem z trwogi i przerażenia, wtedy ona klaskając w ręce śmiała się ze mnie i mówiła; nie bój się, ja lubię wysoko chodzić, jak będę starszą — to będę jeszcze wyżéj się spinać. Gdy mówiła tak, musiałem jéj wierzyć, bo ta mała miała dziwną władzę nademną i zrobiła mnie swoim niewolnikiem. Byłem zawsze na jéj usługi; nieraz całemi godzinami wpatrywałem się w nią ze szkodą łaciny; ona wtedy zdawała się nie widzieć tego, ale gdym chciał odchodzić zabraniała — zostawałem więc i przylgnąłem bardzo do tego dziewczęcia, choć nieraz widziałem w jéj charakterze rysy, które mnie strachem przejmowały. I tak pamiętam raz uwiązała gołębia i jastrzębia na jednym sznurku przywiązała je na końcu wysokiego drążka sterczącego w ziemi i usiadłszy opodal przypatrywała się z zajęciem i upodobaniem nierównéj walce, a potém rozpacznemu szamotaniu się jastrzębia, który w końcu bezsilny zawisnął na sznurku. Ta mała drobnostka tak utkwiła w mojéj pamięci, że tyle lat nie zdołały jéj zatrzeć w pamięci.
— I długo byliście tak z sobą?
— Dwa lata. Potém ja wyjechałem do Warszawy, następnie do Petersburgu.
— A ona?
— Poszła za mąż.