— А! pani znowu w żałobie? Pani chce gwałtem do aresztu? — mówił. —
Konstancya przygryzła wargi. —
No, ale ja pani nie wsadzę, bo taka ładna buzia nie na chowanie ale na smatrenije.
To miał być komplement — Kryłow był rad z niego.
Konstancya udała, że nie słyszy — oczami błąkała się po sali, po gościach — wzrok jéj spotkał się ze wzrokiem Augusta, który naprzeciw niéj stał i bacznie śledził rozmawiających. Spuściła oczy.
— Wiesz pani — mówił siadając przy niéj — ja panią tak kocham, że gdyby pani przyszła ochota w puszku mnie dat’ — to ja nie wiem, czybym pani za to jeszcze nie pocałował.
— Wyznanie wcale ponętne — rzekła drwiąco Konstancyja — niech pan kapitan go nie powtarza dwa razy. —
— Jej Boh tak prawdę mówił — ciągnął zapalając się kapitan — bo ja was oczen lublu. Wy wiecie, że ja dziś proszę o waszą rękę? —
Konstancya drgnęła jak kwiat, gdy pod nim gad się przesunie.
— I cóż wy na to? Panno Konstancyjo? — pytał biorąc ją za rękę.
Odepchnęła jego rękę ze wzgardą i zapytała go na pozór głosem spokojnym:
— Pan dużo nazabijałeś naszych, panie kapitanie?
Kryłow zerwał się wściekły.
— A! panna się bawisz w patryjotkę — rozumiem! i zaklął. — Więc pani dajesz mi do zrozumienia, że nie pójdziesz za tego, który miateżników karał? Co? —
— Sam sobie odpowiadasz kapitanie.
Górowała nad nim spokojem — to go jeszcze bardziéj roznamiętniało.
Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.