Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem przełożonym twoim, żądam posłuszeństwa.
— I będę nim, gdzie idzie o sprawę kraju, ale nie tam, gdzie się targasz na cnotę kobiety. Bezcześcisz sztandar, pod który się zaciągnąłeś, hańbisz sprawę, któréj jesteś organem. Gardzę tobą i nie znam cię.
— Nie na kazania tutaj przyszedłem — rzekł nieznajomy pogardliwie, i chwyciwszy silną ręką doktora, chciał go odsunąć na bok i sam wejść do pokoju. Ale doktór był przygotowany na ten ruch, oparł się nogą o drzwi i tak silnie uderzył całém swém ciałem nieznajomego, że ten zachwiał się, zatoczył i spadł na schody.
Doktór nie czekał aż wstanie; wrócił do pokoju i rzekł:
— Pułkowniku, trzeba nam odprowadzić tę panienkę — matka jéj może być niespokojną.
Młoda kobieta podziękowała mu za te słowa łagodném spojrzeniem.
Za chwilę wyszli — doktór podał rękę kobiecie, i idąc z nią, upatrywał przed domem nieznajomego. Nie było go już. — Zawołał na doróżkę i wsiedli.
— Gdzież mam panią odwieść, pytał doktór z uszanowaniem swéj towarzyszki.
— Ulica Chmielna — na końcu — zresztą ja sama pokażę.
Doróżka unosiła ich pędem przez ulice pełne świateł ruszających. Rozkaz rządu moskiewskiego nakazywał już wtedy noszenie latarek, przez co każda ulica miała taki pozór wieczorem, jakby przez nią kondukt żałobny przechodził.
Osoby siedzące w powozie milczały. Naraz panienka odezwała się:
— Tutaj.