Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

pójdę tam, boby to wyglądało, że przychodzę po nowe podziękowania, że chcę korzystać z przypadkowéj znajomości.
Doróżka zatrzymała się przed mieszkaniem doktora, który pożegnawszy pułkownika wysiadł i poszedł do siebie. Wrócił dziwnie zamyślony. Jakkolwiek przed chwilą mówił pułkownikowi, że nie chciałby korzystać wcale z téj przypadkowéj znajomości, jednak zdawało mu się to niepodobném, aby ta tak dziwnie zawiązana znajomość mogła się urwać zaraz w pierwszéj chwili i to na zawsze. Z lubością zatrzymywał się pamięcią na téj chwili, któréj blada twarz nieznajoméj oparta na jego ramieniu lekkim rumieńczykiem dawała znaki życia, w któréj podnoszące się powieki odsłoniły jéj jasne, cudne oczy. Spojrzenie tych oczów podziałało wtedy na niego, jak ciepłe promienie wiosennego słońca, gdy padną na zamrożoną ziemię. — Długo chodził po pokoju myśląc o niéj. — Kiedy przechodził koło okna firanka trącona jego ramieniem poruszyła się, bluszczowe listki przebudzone tém poruszeniem drgnęły i dotknęły obrazu wiszącego w ich ukryciu. Sztych lekko tylko założony zsunął się na ziemię z szelestem. Doktor odwrócił się i zmięszał ujrzawszy nagle odsłoniony portret Irreoltemy. Twarz jéj wśród kołyszących się bluszczów zdawała się ożywiać i ruszać. — Wrócił ku oknu i stanął przed portretem. Pierwszy raz dzisiaj portret ten wydawał mu się mniéj pięknym. Twarz białą porównał do gipsowéj maski zdjętéj z najlepszych posągów starożytnych, oczy do otworów czarnych bezdennych przepaści, w którą człowiek bez trwogi spojrzeć nie może — jakieś zimno marmurowe wiało na niego od portretu. Mimowoli zrobił porównanie między portretem, a ową blondynką. Pierwsza wydała mu się, jak księżycowa noc na cmentarzu, wśród któréj czło-