Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

i ocalić siebie. Ale w tych miejscach nie znalazł nikogo, widocznie obawiano się go jako złego człowieka i zmieniono miejsce. Rozpacz go ogarnęła, nie wiedział co począć. Wiedział o szerokiém rozgałęzieniu podziemnéj organizacji; wiedział, że ukryć się przed nią nie pododobna; czuł, że jest otoczonym ludźmi, którzy już bacznie śledzą jego kroki, którzy czychają na sposobną chwilę, by się rzucić na niego. Znał z doświadczenia jak się odbywają podobne wyroki, często niewinni ludzie padali ich ofiarą jedynie dla tego, że rząd podziemny, zmuszony kryć się, nie mógł wytaczać procesów, otwierać trybunały, słuchać obrony. — Wszystko zależało od zdania i dobréj woli kierowników. A jeżeli wśród nich wcisnął się zły człowiek który nadużyje téj świętéj władzy, gdzież ucieczka przed nim? Kto wstrzyma jego rękę? — Religija odpowiadała mu: Bóg. Tak Bóg; ale kto wróci krajowi ofiary niewinne, kto ocali sprawcę skalaną nieczystemi rękami?
Te myśli zasmuciły doktora. Ze zwieszoną głową szedł poważnie przez ulicę, zdążając do swego mieszkania. Chciał się zaopatrzyć w jakąś broń, by wrazie napadu nie dać się zarznąć jak bydlę ofiarne.
Kiedy się zbliżał do bramy, zauważył, że dwóch ludzi przechadzało się koło niéj, którzy zdawali się czekać na kogoś. Nie wiele trzeba było domyślności, aby poznał na kogo czekają. Wejście do domu groziło wyraźném niebezpieczeństwem. Zwrócił się więc w stronę placu teatralnego i poszedł na Senatorską ulicę. Skręcając ku Żabiéj ulicy, obejrzał się. Dwaj mężczyźni szli za nim pilnie mając go na oku. Nie było wątpliwości, że za nim idą. W pierwszéj chwili ogarnęło go takie oburzenie, że chciał dozorcy policyjnemu kazać aresztować swoich prześladowców, ale wnet odrzucił tę niegodną myśl, którą mógł tylko zhańbić siebie, wtrą-