Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

Przestał — żołnierz milczał uporczywie słuchając dalszych rozkazów.
— Nie słyszałeś? — spytał Nuryn niecierpliwie.
— Słyszałem, ale...
— Doktór zdradził nas.
— Więc cóż mam mu powiedzieć?
— Masz go zabić — rzekł gwałtownie Nuryn i rzucił sztylet na stół.
— Ja tak nigdy nie zabijałem.
— Życie tego człowieka uczyni kilkadziesiąt familij nieszczęśliwemi.
Wasyl wziął żywo nóż i wyszedł.
Wiemy już jaki był rezultat jego wyprawy; wrócił z niéj do Nuryna czekającego na niego w niepokoju, wrócił z oczami mokremi od łez, wzruszony cały.
— I cóż? — spytał Nuryn, skoczywszy naprzeciw niego jak tygrys z roziskrzonemi oczami. — Czy już?
Wasyl pokazał mu nóż świecący, niezafarbowany, i rzucając go na ziemię, rzekł:
— Ja nie mogłem zabić tego człowieka — on nie jest tak złym.
— Psie jakiś — zakrzyczał rozwścieklony Nuryn, przyskakując do niego z zaciśniętemi pięściami.
Stary żołnierz spokojnie stał, ani drgnął powieką i poważnie patrzał na rzucającego się w gniewie.
— Panie, rzekł do niego tonem rzewnym — czy możecie na pewne przysięgać, że to ten człowiek was zdradził?
Słowa te jak zimna woda bryzgnęły na rozpaloną namiętnością zemsty twarz Nuryna; podważyło mu sumienie jak kamień grobowy, zpod którego ruszy się naraz robactwo.
— Cóż ci powiedział na swoje usprawiedliwienie ten człowiek?