Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

— On się nie usprawiedliwiał, w oczach jego czytałem niewinność. Postanowiłem go ocalić na własną odpowiedzialność i ostrzegłem go o niebezpieczeństwie.
— Ty śmiałeś to zrobić? — Teraz jesteśmy zgubieni, ten człowiek poświęcił nas wszystkich swéj zemście. Precz podły gadzie z mego domu, którego przytuliłem na to tylko, aby kąsał. Precz!
To rzekłszy w furyi przyskoczył do starego kaleki i podniósł rękę do uderzenia. W téj postawie znieruchomiał — jakieś dziwne, niepojęte uczucie ogarnęło go — postać żołnierza miała w téj chwili wyraz tak uroczysty, poważny i groźny, że Nuryn zadrzał, ukorzył się przed nim ze wstydem. — Ręka opadła w dół, twarz oblaną rumieńcem odwrócił ku oknu i rzekł zmienionym głosem:
— Dobroć twoja Wasylu zgubić nas może. Ten człowiek bądź co bądź, musi zginąć. — Kiedy tobie brakło odwagi, znajdą się inni.
To rzekłszy, wyszedł z domu i nie wrócił aż późno w noc.
Wasyla nie było jeszcze w domu; Nuryn nie uważał jednak tego, wszedł bowiem w towarzystwie przykrych myśli, które całą jego uwagę zajęły. Parę godzin przedtém doniesiono mu, że doktór R. nie żyje. Spełniło się więc to, co chciał; jednak wiadomość ta zamiast go zadowolnić i uspokoić, przeraziła go i obudziła gryzące wyrzuty sumienia. Nuryn w gruncie nie był złym człowiekiem, pod szorstką pokrywą jego dumy spały szlachetne instynkta; to téż śmierć człowieka, który padł głównie za jego sądem, zaciężyła jak ołów w sumieniu Nuryna, obudziła w nim skrupuły, czy słusznie wydał wyrok potępiający, czy nim wtedy powodowały wyłącznie względy na sprawę publiczną. Niestety! na wszystkie te pytania musiał od-