Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

powiedzieć sobie: nie i uczuł się winnym. Dotąd zemsta zaślepiała go — teraz ugasił ją we krwi człowieka, którego nienawidził — przejrzał jasno i zadrżał przed sobą samym. Dziwny niepokój go ogarnął, samotność przerażała go, cisza nocna panująca w pokoju wydawała mu się straszną — nie śmiał spojrzeć po za siebie, zdawało mu się, że krwawe widmo niewinnie zamordowanego musi być gdzieś blisko niego i grozi mu.
— Wasyl! — zawołał w przestrachu.
Nikt nie odpowiadał.
— Wasyl — powtórzył Nuryn zmięszany milczeniem. — Wasyl obstawał za tym człowiekiem, Wasyl chciał go ocalić. Teraz po spełnionym czynie widział, że byłby dobrze zrobił, gdyby poszedł za radą sługi. Pragnął więc z nim rozmawiać, w téj rozmowie znaleść uspokojenie i rozgrzeszenie.
On zwykle taki milczący, ponury — teraz czuł potrzebę ludzkiego głosu; to téż kiedy usłyszał na schodach kroki, ucieszył się i wcale nie myślał karcić sługi za tak długą nieobecność.
Drzwi się otwarły z łoskotem i wszedł, a raczéj wtoczył się do izby Wasyl, z wzrokiem szklannym, policzkami rozrumienionemi jak karmazyn; okrągła czapka kipiała nad lewém uchem z fantazją, minę miał gęstą. Nuryn spojrzał z zdziwieniem na starego, nigdy nie widział go w podobnym stanie. Ten wzrok pana otrzeźwił nieco sługę — stanął, wyprostował się i chwiejąc się, czekał z trwogą co daléj będzie. Nuryn jednak nie łajał przeciw zwyczajowi; ale wstawszy przystąpił do niego i kładąc rękę na ramieniu, odezwał się:
— Wasyl, co się z tobą stało?
Serdeczny ton tych słów przeszedł jak iskra po