Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

ciele starego żołnierza — wzruszył go i Wasyl rozpłakał się głośnym płaczem.
— To z rozpaczy tak, panie. Piję na frasunek — rzekł i machnąwszy ręką, potoczył się na stołek pod ścianę.
— Mój Boże, ani ja dzieci, ani ja żony — lamentował daléj — i czemu, czy ja gorszy od drugich? — Hę? — A czemu tamci tacy szczęśliwi, tak im dobrze było w lichéj izbinie — byli razem.
— O kim mówisz Wasylu?
— O kim? Albo ja wiem. Jakiś rzemieślnik z poczerniałą twarzą, z spracowanemi rękami siedział przy stole — dzieci jak pijawki czepiały się miłośnie jego nóg i rąk — żona nalewała mu posiłek i uśmiechała się do niego — widziałem to wszystko przez okno z ulicy. Mój Boże, jak szczęśliwy musi być ten człowiek — ma rodzinę. A ja nikogo, nikogo — dodał zrywając się i ściskając pięście. Ta i poszedłem pić na frasunek, bo dla kogo mnie żyć? Zapiję się, zapomnę i zgniję gdzie pod ławą w szynku, pies po mnie nie zapłacze. Nikogo nie mam, nikogo.
Załamał ręce i tłukł głową o ściany.
— I ty narzekasz, lamentujesz głupcze — rzekł Nuryn z bolesną ironiją — a co ja mam powiedzieć? Ty przynajmniéj możesz powiedzieć, żeś miał żonę, że przyciskałeś kiedyś twe dzieci do piersi — żeś miał choć trochę, choć odrobinę szczęścia, żeś zakosztował rodzinnego życia. A ja całe życie jestem sam — ani znam uścisku matki, ani widziałem twarzy ojca. Rozumiesz ty stary, co to jest. Tak sam, jak palec.
— Sam, sam — mruczał niezrozumiale żołnierz, którego powieki już senność obciążała.
Nuryn nie uważał tego i mówił daléj:
— Znaleziono mnie na gościńcu porzuconego, pła-