Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieć. I Helenka nie powinna także — dodała z przyciskiem.
Na tém urwała się rozmowa o doktorze R., który od czasu owego strasznego wypadku leżał w dolném pomieszkaniu małego domku na ustroniu bez przytomności i jakiś czas nawet bez nadziei życia. Widzieliśmy, jak niechętnie udzieliła mu przytułku matka Helenki, kobieta surowych zasad, posuniętych do egzaltacyi. Dla niéj świat cały dzielił się na szlachetnych i podłych; dla pierwszych miała bezgraniczne uwielbienie, dla drugich pogardę. Helenka lubo w tych samych zasadach wychowana, odstępowała jednak od nich nieco; wrodzona słodycz i łagodność zrobiły ją tolerantką; usprawiedliwiała wiele i wiele przebaczyć umiała. Téj słodyczy charakteru zawdzięczał doktór R. opiekę, jaką doznawał w domu tych kobiet. On jednak sam nie wiedział o tém, gdzie się znajduje; raz dla tego, że silna i nieustająca gorączka trzymała go wciąż w nieprzytomnym stanie — a powtóre, że ani Helenka, a tém mniéj jéj matka nie pokazały się w mieszkaniu chorego. Helenkę takie postępowanie wiele kosztować musiało; ona tak skłonna do litości, do niesienia pomocy, nie mogła jéj nieść temu, dla którego miała nawet pewne obowiązki. Zadawała jednak ten gwałt sobie, czyniąc wolę matki. — I dziś nie rozpoczynała już więcéj rozmowy o doktorze, nie zdradziła się niczém, że ją jego zdrowie obchodzi.
Ale kiedy matka wieczorem usnęła — Helenka wstała z przed łóżka, przy którém klęcząc modliła się, cichaczem wysunęła się do sionki, zeszła ostrożnie po schodach na dół — do izby Marty. Stara służąca drzemała na ławie oparta o piec. Helenka zbudziła ją, dotykając z lekka jéj ramienia.
— I cóż, byłaś u niego? — spytała.