Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

liwym. Wspólność doli zbliżała ich do siebie. Nieraz nawet chciał z nim zawiązać serdeczniejszą pogawędkę, pocieszać go i sam być pocieszonym; ale Wasyl zwykle był nieprzytomny wieczorem, a Nuryna znowu dzień cały w domu nie było. Od czasu do czasu Nuryn usiłował lekkiém napomnieniem zreflektować Wasyla, odwieść go od złego nałogu; wtedy Wasyl rozpłakał się, obiecywał poprawę, czasem parę dni wytrzymał; ale znowu wracał do dawnego.
Jednego dnia, kiedy podług zwyczaju szedł do szynku skręcając na lewo od kościoła Ś. Krzyża, ktoś z przechodzących przytrzymał go za ramię. Obejrzał się i ujrzał ze zdziwieniem swego dawnego służącego Antoniego.
Obaj jakiś czas patrzeli na siebie w milczeniu, Antoni z politowaniem patrzał na zmienioną twarz swego dawnego pana, na jego szynel wytarty do nitki i potargany. Wasyl wobec sługi uczuł się zakłopotanym, zawstydzonym, uczuł, jak nisko upadł teraz. Zdawało mu się, że to długie lata upłynęły od czasu, jak ostatni raz żegnał sługę; tak czuł się zmienionym do niepoznania przez ten krótki przeciąg czasu.
— Wy tutaj panie — odezwał się sługa wzruszonym głosem. —
— A ciebie co tu sprowadza?
— Straszne rzeczy. Pan mój nie żyje.
— To było do przewidzenia — kwękał ciągle.
— Nie chciano widać czekać na to. Otruto go.
— Kto?
— Naszą panią aresztowano.
— Kto ją mógł o to posądzić?
— Ja. Miałem już dawniéj pewne podejrzenia, że zbyt często karmi pana proszkami, które doktór w miarę tylko i od nagłego przypadku używać kazał.