— Jakiż powód był takiéj zbrodni?
— Kochała się w bracie jego.
— W pułkowniku?
— Tak. — Kiedy jeszcze pan leżał na katafalku, pani wysłała posłańca z listem na pocztę. To mi się wydawało nieco podejrzaném i przejąłem go. List był pisany do pułkownika — zaklinała go w nim, aby nie przybywał na pogrzeb brata i pod żadnym pozorem nie zjawiał się u nas, by nie obudzić jakich podejrzeń: kazała mu się cieszyć blizkiém szczęściem i naznaczyła przyjazd swój do Warszawy za pół roku. — Z listem tym przyjechałem prosto do urzędu powiatowego, opowiedziałem, com wiedział, zjechała komisja i pokazało się, że pan został otruty. W téj chwili aresztowano panią i przywieziono ją do Warszawy. Śledztwo się już rozpoczęło, idzie tylko o lekarza, co leczył naszego pana, a który zginął bez wieści.
— A pułkownika aresztowano także?
— Nie. Gdy się dowiedział o otruciu brata, o uwięzieniu Irreoltemy — w łeb sobie wypalił.
— Okropność — i to kobieta mogła uczynić, taka piękna kobieta — mówił wpół do siebie Wasyl cierpnąc cały, bo ile razy słyszał coś o jakiéj kobiecie źle, czy dobrze, zaraz w myślach stawała mu córka jego i pytał siebie: a ona taką jest? — czy nie? — Przez wspomnienie córki zadrżał nad losem kobiety, która go zresztą mało obchodziła. Dreszcz zimny przeszedł go po ciele. Radby był się rozgrzać co prędzéj w szynku na przeciwko, ale nie śmiał przed służącym; chciał więc go się pozbyć co prędzéj.
— Czas mi wracać do domu — rzekł.
— A rodzina wasza panie?
Żołnierz machnął rozpacznie ręką.
— Nie ma śladów?
Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.