Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

panią dosypującą truciznę do proszków przepisanych przez lekarza — potępia panią.
Irreoltema zadrzała i zbladła.
— Ja przysięgnę, że tak nie było.
— Sąd od pani nie przyjmie przysięgi.
— Cóż więc mam czynić? spytała obwiniona z wzrastającém przerażeniem.
— Bronić swéj niewinności lub przyznać się.
— Więc przyznaję się — rzekła podnosząc głowę z silném postanowieniem.
Nuryn nie spodziewał się tego zwrotu, spojrzał zdziwiony na mówiącą. Postać jéj w téj chwili jaśniała dziwną majestatyczną powagą i pięknością.
Była to Kleopatra, przykładająca węża do piersi.
— Zastanów się, pani — rzekł Nuryn — że wyznanie twoje stanowi o życiu twojém.
— I czegóż mam tak bardzo żałować tego życia? rzekła z wspaniałą ironiją. — Gdybym na niém znalazła jedno serce szlachetne, którebym szanować i kochać mogła, możebym żałowała tego życia.
— Więc pani nie kochałaś nigdy.
— To wina moja, to przyczyna méj zbrodni.
Nuryn spostrzegł się, że go litość za daleko unosi i cofnął się do zimnego tonu sędziego.
— Więc do czego się pani przyznajesz?
— Do otrucia mojego męża.
Nastała chwila długiego milczenia.
— Jakiż był powód? spytał po chwali Nuryn.
— Poszłam za niego z musu, nie kochając go. Takie życie wydawało mi się grobem za życia — a ja czułam, że mam jeszcze prawo kochać i żyć.
— Więc pani uczyniłaś to z miłości dla pułkownika?