Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

mało teraz matek na świecie — rzekł z goryczą Nuryn.
— Więc i pan sierota? spytała podnosząc się i patrząc mu z politowaniem w oczy.
— Gorzéj jeszcze — odrzekł cicho odwracając się od niéj.
— O! to mi przebaczysz.
— Choćbym przebaczył, co pani z tego przyjdzie? Sąd panią potępi.
— Potępi? — rzekła i rzuciła się z jękiem na fotel, zakrywając twarz chustką. Nie był to już ruch udany, Irreoltema na prawdę zadrzała przed tém słowem; chwilami wiara w ocalenie odstępowała ją.
Nuryn patrzał na nią z politowaniem i współczuciem, potem zbliżył się powoli ku niéj i biorąc ją za rękę rzekł:
Uspokój się pani — nie trać nadziei. Będziemy robić co można, aby ci ułatwić...
— Ucieczkę? spytała żywo.
— Nie, obronę. Teraz idź pani odpocząć. Na dziś nie chcę cię więcéj męczyć pytaniami.
Zadzwonił. Wszedł dozorca więzienia — Nuryn wskazał na obwinioną i rzekł:
— Odprowadzić panią do więzienia.
Wyszła — machinalnie stąpała przez korytarze ze spuszczoną głową, nie patrząc na nikogo, nie mówiąc ani słowa. Dozorca pierwszy zbliżył się do niéj podał jéj ramię. Podziękowała mu skinieniem głowy i szła daléj znękana wsparta na nim.
— I cóż sędzia? spytał nieśmiało dozorca?
— To głaz.
— Znamy go wszyscy.
— Jeżeli mnie cud nie ocali, będę zgubioną.
Stanęli właśnie przed drzwiami więzienia. Dozorca