Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ona nie może zginąć, nie powinna, nie zginie — mówił do siebie.
Suchy kaszel leżącéj na łóżku kobiety ocucił go i sprowadził z nieba na ziemię. Ta matka chora, nędzna izdebka, jego mundur dozorcy — wszystko to wydawało mu się teraz takie upokarzające, małe, przykre. Zamknął oczy i rzucił się na łóżko, by nie widzieć tego, by myśleć o aresztowanéj.
A Nuryn? Ten wrócił do siebie napozór spokojny i zimy jak zawsze, nie rozbierał się jednak długo, kilka godzin siedział na jedném miejscu nieruchomy, zamyślony mocno. W przedpokoju chrapał głośno pijany Wasyl — przez sen bełkotał jakieś wyrazy bez ładu i związku. — Nuryn nie uważał na to. Naraz usłyszał wyraz:
— Irreoltema!
Zerwał się i obejrzał z trwogą do koła, nikogo nie było. Głos szedł z izdebki Wasyla. Nuryn porwał świecę i pobiegł tam. Wasyl leżał na tapczanie rzucając się niespokojnie. Nuryn stał długo nad nim, wpatrywał się w twarz jego i zamyślił się nad tą dziwną tajemnicą, zkąd w ustach starego żołnierza znalazło się to imię, które teraz wszechwładnie zapanowało nad nim. Byłoż to echo jego własnych myśli, czy jakaś zawikłana zagadka?
Ranek rozwiązał zagadkę. Zapytany przez niego Wasyl opowiedział, zkąd zna to imię, przy jakiéj sposobności poznał Irreoltemę. — Z opowiadania jego Nuryn nabrał przekonania, że Irreoltema kochała pułkownika. Zazdrość poczęła męczyć go, odpędzał od siebie natrętne, gryzące myśli, szamotał się z niemi jak Laookon z wężami; wreszcie zerwał się i poszedł do sądu.