Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziś jeszcze prawdę wiedzieć muszę. Jeżeli go kochała — zginie. A jeżeli nie kochała? To także zginąć musi, bo ja jéj nie ocalę — mówił do siebie zrozpaczony, rozszalały.
U drzwi sądowéj sali jakiś człowiek zastąpił mu drogę.
— Kto jesteś?
— Świadek w procesie o otrucie mego pana — jego służący Antoni.
— Czego chcesz? spytał niechętnie.
— Chciałbym stanąć przed sądem, bo mi pilno wracać do domu.
— Wszak już przysięgałeś w sądzie powiatowym.
— Tak; ale wezwano mnie tutaj, bym stawał do oczów obwinionéj.
— Jeszcze śledztwo nie doszło do tego, późniéj, późniéj — mówił niecierpliwie pragnąc się go pozbyć najprędzéj.
— Ja mam wiele jeszcze zeznać.
— Czy na obronę obwinionéj?
— Jéj nikt nie obroni — ona winna.
— Późniéj, późniéj — powtórzył Nuryn i wszedł pospiesznie do sali sądowéj. — Za chwilę zadzwonił — wszedł pachołek.
— Czy ten człowiek stoi jeszcze w sieni?
— Poszedł już.
— Przyprowadzić obwinioną.
Pachołek odszedł — Nuryn rzucił się na krzesło zmęczony i rzekł:
— Dziś się rozstrzygnie albo jéj los, albo mój.
Założył ręce, wsparł na nich głowę i patrząc na stół zielony czekał.
Niedługo potém otworzyły się drzwi sali sądowéj — weszła Irreoltema; była piękniejszą niż wczoraj, jeżeli