Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.

Irreoltema słuchała jego rad i uwag z spokojną twarzą — czy, że wierzyła jego obietnicom, czy że tak zobojętniała na los, jaki ją czeka. Nuryna dziwił nieco ten spokój; — dawniéj Irreoltema bywała wzruszoną, rozrzewnioną — prosiła, błagała, lamentowała, w oczach jéj widział dla siebie jakąś obietnicę szczęścia, czułość — czułe uściski przeplatały zeznania obwinionéj. Dziś była zupełnie inną — oczy miała spokojne, usta skąpe w słowa, i ani razu nie zbliżyła się ku niemu. Kiedy już miała odchodzić, Nuryn zbliżył się ku niéj, wziął ją za rękę i rzekł drżącym głosem:
— Co to ma znaczyć? Odchodzisz pani bez słowa pociechy dla mnie.
Rozśmiała się cierpko, boleśnie.
— Pan chcesz pociechy odemnie? To zabawne.
— Chcę nadziei szczęścia.
— Od nieszczęśliwéj.
— Chciéj mnie zrozumieć pani. Ja w oczach twoich pragnąłbym wyczytać to, co by mi dodało odwagi do zrobienia strasznego kroku, jakim myślę cię ocalić — a tymczasem twoje oczy dziś takie obojętne.
— Łudzisz mnie pan tak długo już tém ocaleniem, że przestałam w nie wierzyć. Niech się co chce stanie.
Skinęła obojętnie ręką i wyszła. Młody dozorca więzień czekał na nią w sieni, i milcząc odprowadził ją do celi. Kiedy miał zamykać drzwi, wrzucił do celi mały świstek papieru. Irreoltema podniosła z pośpiechem kartkę z podłogi i zbliżyła się z nią do okna. Na kartce stało napisane:
„Wszystko przygotowane, bądź gotową o północy“.
Odetchnęła — uśmiech radości przebiegł po jéj twarzy jak promień słoneczny po marmurowym posągu. Z tych kilku słów wiał oddech wolności, te sło-