wa otwierały drzwi jéj przyszłości, jéj nadziejom i planom. Siadła z założonemi rękami na tapczanie i przędła daléj te myśli, a godziny niepostrzeżenie przebiegały. Wśród téj procesyi myśli nigdzie nie widać było bladéj twarzy dozorcy więzień, którego poświęceniem miała odzyskać wolność. Zapomniała już o nim jak o zużytéj sukni, jak o przekréślonym rachunku.
Na korytarzach zegar bić począł — Irreoltema się zerwała i z uwagą liczyć poczęła uderzenia — była jedenasta. Jeszcze godzina przedzielała ją od stanowczéj chwili. — Ona taka zwykle spokojna i zimna — w téj chwili poczęła doznawać dziwnego wzruszenia i niepokoju, oczekiwanie i niepewność przedłużały tę godzinę w długą męczarnią. Wreszcie usłyszała kroki na korytarzach — zadrżała — zerwała się i pobiegła ku drzwiom. Klucz pocichu zazgrzytał w zamku i do celi wsunął się wystraszony, blady dozorca.
— Czy już? spytała Irreoltema chwyciwszy go gwałtownie za rękę.
— Jeszcze chwilę — aż warty zmienią. Żołnierze, którzy teraz przyjdą, są przekupieni. Za zapłatę zdecydowali się na pałki.
— Gdy będę wolną, nagrodzę im to sowicie i tobie, tobie najwięcéj.
Dozorca ucałował podaną sobie rękę.
— A schronienie czy przygotowałeś dla mnie?
— Jest pani, i kartka wyjazdu.
Milczeli chwilę — Irreoltema nie wiedziała co powiedzieć — czekanie niecierpliwiło ją, radaby była jak najprędzéj pozbyć się tych murów więziennych i tego dozorcy, względem którego zaciągała dług wdzięczności — a ona nie umiała, nie lubiła być wdzięczną.
Odbiła wreszcie dwunasta. Dozorca otulił Irreoltemę w płaszcz żołnierski i wyprowadził na korytarz — Mi-
Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.