Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.

nie odmówiła schronienia mojéj staréj matce. Pani jesteś tak dobrą, pani to zrobisz — prawda?
— Zrobię, zrobię — mówiła Irreoltema — ale o tém późniéj mówić będziemy. Teraz nie czas na to.
Dozorca umilkł i szedł daléj. Minęli znowu jednę wartę. Wtém ów dozorca z latarką w ręku znowu ukazał się na głównym korytarzu. Wypadało więc koniecznie cofnąć się, ukryć się potem w bocznym korytarzu i ustępować się przed światłem latarni. — Tak zrobili. Idący z Irreoltemą dozorca pociągnął ją pospiesznie za sobą w ciemną uliczkę. Ruch ten zbyt gwałtowny omało ich nie zdradził. Dozorca bowiem z latarnią usłyszał to i zawołał:
— Kto tam?
— Ja.
— Ty Onufry — nie spisz jeszcze?
— Idę spać właśnie.
— Dobréj nocy — zawołał z dala.
Onufry odprowadził Irreoltemę w boczne uliczki korytarzy, chodził z nią czas jakiś czekając, aż zginie światło w głównym korytarzu. Jak na złość światło nie ustępowało — Onufry wysunął się na zwiady i zobaczył, że kolega jego zapuścił się w gawędkę z żołnierzem.
Poszedł wreszcie — Onufry odprowadził go oczami, dopóki nie wszedł do swego mieszkania. Wtedy wrócił po skostniałą od zimna i obawy Irreoltemę i poprowadził ją do bramy. Przekupiony żołnierz umyślnie usunął się w inną stronę, by zostawić dozorcy czas do otwarcia bramy. Dozorca włożył klucz do bramy — Irreoltema odetchnęła — za tym kawałkiem drzewa czekała ją wolność. Dozorca zakręcił klucz w bramie i otworzył. Jakież było ich przerażenie, gdy w otwartéj bramie ujrzeli wchodzących żołnierzy i oficera za-