Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

ciągającego wartę. Zegar na kurytarzach uderzył właśnie pierwszą.
— Kto idzie? zawołał oficer.
— Zginęliśmy — szepnął z przerażeniem dozorca.
Oficer zbliżył się do Irreoltemy kryjącéj twarz swoją w fałdach płaszcza, i spojrzał jéj w oczy.
— To aresztantka — a więc ucieczka. Wiązać ich.
Dozorca nie bronił się żołnierzom — stał nieruchomy, osłupiały. Dopiero kiedy go odprowadzić miano — zakrył twarz rękami i zawołał z płaczem:
— Biedna matka moja!
Irreoltemę odprowadzono do jéj celi i zdwojono środki ostrożności.
Ta nieudana ucieczka pogorszyła jeszcze więcéj sprawę obwinionéj. W parę dni potém zawołano ją do wyroku. Droga do sali sądowéj prowadziła przez kancelarją Nuryna, który z niecierpliwością czekał na obwinioną. Weszła zmieniona i znękana. Nuryn zbliżył się ku niéj i szepnął:
— Odwaga i wytrwanie.
— W czém? spytała go boleśnie.
— Ufaj mi pani. Źle, żeś na chwilę wątpiła o mnie, zamiar twojéj ucieczki pogorszył sprawę — z tém wszystkiém nie ma nic straconego. Nie lękaj się pani, jakikolwiek będzie wyrok — załóż rekurs.
Otworzył jéj drzwi do sali sądowéj, w któréj siedzieli już zgromadzeni sędziowie i sam wszedł za nią. Widok ten zmięszał nieco obwinioną — wkrótce jednak odzyskała przytomność. Odczytywania aktów, zeznań świadków, sprawozdań lekarskich trwało czas jakiś — potém nastąpiła obrona, po któréj sąd skazał obwinioną na 20 lat ciężkiego więzienia.
Irreoltema słuchając wyroku omdlała i upadla. Wyniesiono ją do przybocznéj sali — Nuryn patrzał na