Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

to siląc się na spokój i zimną krew, podczas, gdy wszystko w nim wrzało i gotowało się. Niepewność o życie Irreoltemy szarpała jego piersi, a nie mógł się z tém zdradzić. Chwila czekania była dla niego straszną długą męczarnią. Wreszcie otworzyły się drzwi i pachołek doniósł, że skazana wróciła do przytomności.
Sąd polecił Nurynowi udać się za nią i dopełnić niektórych formalności urzędowych. Wstał z pośpiechem i udał się do swéj kancelaryi.
Irreoltema siedziała na stołku głową wsparta o framugę okna, była mocno osłabioną, a w oczach ponure malowało się zamyślenie, z którego nawet wejście Nuryna nie zdołało ją ocucić. Zbliżył się do niéj i dotknął jéj ręki.
— I cóż? spytała go z gorzką ironją — czy jeszcze o nadziei przychodzisz mi pan mówić?
— Teraz bardziéj niż kiedykolwiek; choć ta droga wolności pani będzie zarazem drogą do mojéj hańby.
— Nie rozumiem pana.
— Robiłem co mogłem, by ratując ciebie, ratować i moje sumienie. Dziś to już niepodobna — trzeba poświęcić jedno, albo drugie. Wybawienie pani nie od sądu teraz — ale od władz politycznych zależy.
— Jak to?
— Wiesz pani zapewne o zaszłych wypadkach. Walka w całym kraju się rozpoczęła. Rząd nie obawia się band powstańczych — ma on dosyć siły na zgniecenie ich; ale się obawia Rządu narodowego i tajnéj jego policyi; ten ukryty nieprzyjaciel dręczy go i trwoży.
— Ale jakiż to ma związek ze mną?
— Posłuchaj pani daléj. Ja jestem jednym z członków organizacyi, znam tajne jéj sprężyny i wiem jéj drogi. Rozumiesz mnie pani teraz?
— Więc za tę cenę pan mógłbyś...