Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie kończ pani — to myśli zbrodnicze, które nigdy w słowa wcielić się nie powinny. Nie patrz mi pani w oczy, bo wzrok twój będzie piętnował mnie na zbrodniarza.
— O mój drogi — zawołała Irreoltema rzucając mu się na piersi — twoje poświęcenie robi cię aniołem w moich oczach.
— Czemuż wszyscy nie mogą mieć twoich oczów.
— Więc spiesz się, czas drogi — ja tu uschnę, uwiędnę w tych murach.
— A jeżeli cię ocalę — co potém?
Irreoltema nie myślała nad tém; jéj szło tylko o to, aby odzyskała wolność, wiedziała, że jéj użyć będzie umiała. Wybawca nie wchodził w zakres jéj myśli o przyszłości.
— Co po tém? powtórzyła machinalnie — potém będziemy szczęśliwi.
— Słuchaj mnie Irreoltemo, dla ciebie gubię duszę, rzucam moje imię na pastwę pogardy. Dla tego za nim się na ten stanowczy krok odważę, potrzeba mi umocnienia, zachęty. Przysięgnij mi na zbawienie twéj duszy, na szczęście twego całego życia, że kiedy cię ocalę, ty mnie nie opuścisz, że mnie kochać będziesz zawsze, wiecznie — że ani obelgi ludzkie, ani pogarda ich dla mnie, nie ostudzą twojéj miłości. Wszak widzisz, że dla ciebie wyrzekam się czci u ludzi, spokoju między nimi, że może i życie moje stawiam na kartę — chcę więc jednéj, jedynéj za to nagrody — twojéj miłości. Czy przysięgniesz mi ją?
Irreoltema zbliżyła się do stolika, położyła dwa palce na krucyfiksie i rzekła uroczyście:
— Przysięgam.
— Pamiętaj Irreoltemo, że gdybyś złamała przy-