Strona:Michał Bałucki - Trzy szkice powieściowe.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

nawet wracać się; ale przypomnienie Irreoltemy gnało go znowu naprzód, obawa utraty jéj dodawała mu odwagi do zbrodni.
Już stanął przed furtką — lękliwe i nieśmiało wziął za klamkę i zatrzymał się czas jakiś. Ostatnie wyrzuty sumienia pokładły się jeszcze przed nim i wstrzymywały go w pochodzie; odepchnął je samolubną uwagą: „co mnie obchodzą ci ludzie — i mnie należy się odrobina szczęścia na ziemi“ — i wszedł do ogrodu. Wieczór był tak ciemny, że z trudnością można było rozróżnić ścieżkę wśród suchych krzaków. Nuryn po omacku prawie postępował ku domkowi, z którego okien padająca jasność oświecała kawałek ogrodu tuż koło domu — i kierując się za światłem doszedł do poręczy schodków. Tutaj jakaś postać otulona w płaszcz zasłoniła mu na chwilę światło z okna.
— Kto tu? spytał Nuryn i zbliżył się do człowieka stojącego pod murem, usiłując przy świetle padającém z góry rozpoznać jego rysu. Spojrzał i odskoczył w tył z przerażeniem:
— Nieboszczyk! zawołał zasłaniając się rękami przed widmem czy człowiekiem.
Na to słowo człowiek w płaszczu zerwał się jak zwierz raniony, poskoczył za uchodzącym i chwytając go silnie za rękę, zawołał głosem ochrypłym, strasznym:
— Więc ty Nuryn!
Nuryn nie mógł sobie zdać sprawy z tego nadzwyczajnego zjawiska; człowiek, którego on zabić kazał, którego (jak mu doniesiono) zabito, stanął nagle przed nim i to właśnie w chwili, gdy ma popełnić czyn, za który innych śmiercią karał. Ten nadzwyczajny zbieg okoliczności połączony z jego obecném usposobieniem i tajemniczością nocy, dziwnie podziałał na wyobraźnię